Quantcast
Channel: Domi Make-up Artist
Viewing all 167 articles
Browse latest View live

Makijaż: Dzienny z Barry M Natural Glow

$
0
0

Cześć!


Dziś kontynuacja zachwytów nad paletką Barry M Natural Glow i obiecany makijaż. Tym razem coś dziennego bez zbytnich szaleństw. Co prawda przemyciłam trochę koloru, żeby jednak trochę ożywić ten make-up, ale wyszło nadal stonowanie. Po prostu uwielbiam granat w połączeniu z brązem. Zresztą same zobaczcie jak to świetnie wygląda! 
Zapraszam! ;) 





W końcu troszkę lepsza jakość zdjęć. Nie, nie mam nowego aparatu. Mam inną nową zabawkę, o której pisałam Wam na Facebooku. Kupiłam żaróweczkę. Nareszcie mam dobrze doświetlony makijaż i idealne wręcz oddanie kolorów. Wierzcie lub nie, ale teraz mam znacznie mniej roboty, bo praktycznie tylko kadruję zdjęcia i nieznacznie poprawiam kontrast. Jak ja mogłam do tej pory pracować bez takiej żaróweczki, to ja naprawdę nie wiem. 
W końcu widać nawet drobinki mojej kredki z Flormaru! No przecież ona jest taka cudowna i w końcu możecie to zobaczyć! Bardzo się z tego powodu cieszę. Mam nadzieję, że Wy też? ;)




Kosmetyki: 
Twarz: podkład Revlon Colorstay c/o skin 180 sand beige, puder Bourjois Healthy Balance vanilla, bronzer W7 Honolulu, róż z paletki Barry M Natural Glow
Oczy: kredka do brwi Catrice 020 Date with Ash-ton, baza pod cienie ArtDeco, cienie z palety Barry M Natural Glow, kredka granatowa z drobinkami Flormar Glittering Star Eyeliner no 506, maskara Rimmel Scandal Eyes Flex Mascara, cielista kredka Oriflame Beauty Kohl Pencil nude.
Usta: szminka Rimmel Lasting Finish 070 Airy Fairy.


Ostatnio świetnie się tak czuję i często się tak maluję (lub podobnie, bo nigdy nie powtarzam makijaży XD). Jedynie jak mam mniej czasu, to nie bawię się w wyciąganie kreski, a po prostu ją rozcieram. Takie połączenie brązu z granatem wydaje mi się dość uniwersalne i powinno być odpowiednie dla każdej z Was. Subtelnie definiuje spojrzenie, a lekkie przydymienie brązem zewnętrznego kącika dodaje nutki tajemniczości. 

Niestety ciężko mi było złapać na zdjęciach jak wygląda ten różo-rozświetlacz. Jeszcze się uczę jak pracować z moją nową zabaweczką. Trzymajcie kciuki! Miejmy nadzieję, że ona mnie również polubi, tak bardzo jak ja ją i w końcu będę w stanie uchwycić na zdjęciach wszystkie bajery moich makijaży.

Znowu proszę o serduszka na makeupgeek: http://www.makeupgeek.com/idea-gallery/look/daily-4/ ;)

A Wam jak się podoba takie połączenie kolorów? Przemycacie czasami takie akcenty kolorystyczne do makijażu dziennego? A może w ogóle codziennie stawiacie na moc koloru? :)


PS. Następna będzie chyba Celestial. 

Domi. 


Makijaż: Cold Purple ze Sleek Celestial

$
0
0

Cześć! 


W ostatnim poście zapowiedziałam, że następna w ruch idzie paleta Sleek Celestial. Aktualnie się z nią "zaprzyjaźniam". Generalnie zrobiła na mnie niezłe wrażenie póki co. Dziś pokażę Wam mój pierwszy make-up wykonany właśnie tą paletką. Zapraszam! ;)








Kosmetyki: 
Twarz: podkład Revlon Colorstay c/o skin 180 sand beige, puder Bourjois Healthy Balance vanilla, bronzer W7 Honolulu, róż z paletki Barry M Natural Glow, róż Paese nr 35
Oczy: kredka do brwi Catrice 020 Date with Ash-ton, cień do brwi Inglot 569, baza pod cienie ArtDeco, cienie z palety Sleek Celestial, czarny żelowy eyeliner Maybelline, maskara Rimmel Scandal Eyes Flex Mascara, cielista kredka Oriflame Beauty Kohl Pencil nude.
Usta: szminka Rimmel Lasting Finish 077 Asia.


Trochę ciemniejszy makijaż idealny na nadchodzące Andrzejki. Wydaje mi się, że ma w sobie coś magicznego za sprawą pewnego cienia. Mam tu na myśli ten cień na środku powieki.. Oczywiście zdjęcie nie oddaje jego faktycznego piękna, ale jest to taki zimny fiolet z niebieskawym poblaskiem i skradł moje serduszko już przy swatchowaniu. Jeśli nie macie paletki, to chyba musicie mi uwierzyć na słowo. Natomiast jeśli już macie w swojej kolekcji Celestial, to polecam się mu bliżej przyjrzeć. To ten cień drugi od lewej w dolnym rządku. ;) 

Podoba Wam się? Mam taką nadzieję i ładnie proszę o serduszka na makeupgeek: http://www.makeupgeek.com/idea-gallery/look/cold-purple/.

Ciekawa jestem czy idziecie gdzieś na imprezę andrzejkową? Ja niestety zostaję do późna w pracy. Ale chętnie poczytam o Waszych planach i o tym jaki makijaż dla siebie zaplanowałyście. 

Miłego dnia! 

Domi.

Rozdanie! Trzecia Pula do 15.12.2013

$
0
0

Cześć!


Dzisiaj rusza ostatnie już trzecie rozdanie. Póki co moje mini testy oblałyście i ciekawi mnie jak pójdzie tym razem. Może w końcu nauczycie się czytać regulaminy? To naprawdę nie boli. ;)
Zapraszam na przedświąteczne rozdanie!




Do wygrania zestaw kosmetyków widoczny na zdjęciu.

Regulamin Rozdania Trzeciej Puli 30.11-15.12.2013 Domi Make-up Artist

1. Sponsorem nagród jest autorka bloga Domi Make-up Artist.
2. Udział w losowaniu może wziąć każdy użytkownik bloggera, który ukończył 16 lat, przy spełnieniu określonych warunków podanych poniżej. 

3. Warunki obowiązkowe, aby wziąć udział w losowaniu są następujące:
  • Publicznie obserwuj bloga Domi Make-up Artist. Jeśli jesteś moim stałym obserwatorem, proszę odśwież obserwację, ponieważ blog niedawno zmienił adres.
  • Zostaw komentarz ze swoim adresem e-mail i życzeniami świątecznymi. 
  • W dowolnej formie udostępnij informację o tym rozdaniu(dodaj baner informujący o rozdaniu w bocznym pasku na swoim blogu LUB napisz fragment notki z informacją o rozdaniu LUB udostępnij informację o rozdaniu na Facebooku LUB wszystko na raz)
Powyższe warunki zapewniają łącznie 1 los i to jest jedyny los. 
Jeśli nie obserwujesz albo nie odpowiedziałeś/aś na pytanie albo nie udostępniłeś/aś- nie bierzesz udziału w losowaniu.

4. Dodatkowo możesz (to już nie zapewnia dodatkowych losów):
5. Po losowaniu zapiszę listę obserwatorek. Jeśli się okaże, że któraś osoba przyszła tu tylko na rozdanie, to w kolejnych losowaniach nie będzie brana pod uwagę
6. Termin wysyłania zgłoszeń upływa 15.12.2013 o godzinie 23:59 i po tym terminie zgłoszenia nie będą uznane.
7. Wyniki ogłoszę do 3 dni od zakończenia.
8. Zwycięzca zostanie wybrany losowo i ogłoszony na blogu Domi Make-up Artist. Na dane będę czekać 48 godzin, a w przypadku braku odpowiedzi, wylosowana zostanie kolejna osoba. 
9. Nagrodę wyślę na mój koszt. Nie wysyłam poza granice Polski. (Jeśli przebywasz za granicą i chcesz wziąć udział, napisz do mnie wiadomość prywatną, to może się dogadamy w sprawie ewentualnej przesyłki w przypadku wygranej.)
10. Rozdanie nie dojdzie do skutku jeśli nie zgłosi się przynajmniej 50 osób.

Zgłaszamy się przez formularz, żeby mi ułatwić późniejszą weryfikację.



Powodzenia! 

Domi.

Moje pędzle do makijażu cz.1

$
0
0

Cześć :)


W końcu mi się udało przygotować dla Was pierwszy pędzelkowy post. Postanowiłam podzielić go na dwie części i dzisiejszą notkę przeznaczam tylko na pędzle marki Hakuro, bo mam ich najwięcej w moich zbiorach. Jesteście ciekawe czym tworzę moje makijaże? To zapraszam serdecznie! ;)




Może zacznę od pędzelków do twarzy. Posiadam 5 pędzli Hakuro, które uwielbiam.


Od razu uprzedzam, że wszelkie wymiary podaję ze strony sklepu Ladymakeup


H22, H15, H14 i H56 mają bardzo mięciutkie, dwukolorowe syntetyczne włosie, dzięki czemu nakładanie nimi kosmetyków na twarz jest czystą przyjemnością. Te pędzle są solidnie wykonane. Mają drewnianą, pomalowaną na czarno rączkę i nie gubią włosia. Bardzo dobrze mi się nimi pracuje - ładnie rozcierają kolorowe kosmetyki do konturowania i nie zostawiają smug. 

H22 to najmniejsza wersja H14. Służy mi do nakładania rozświetlacza na szczyty kości policzkowych. Jest dość mały, dzięki czemu mogę to zrobić precyzyjnie. 
Długość rączki: 14,5 cm, długość włosia: 2,8 cm, średnica włosia pędzla przy skuwce: 1,2 cm, w najszerszym miejscu: 1,8 cm.

H15 jest nowy w moich zbiorach. Złapałam go w dniu darmowej dostawy i jeszcze nie był przeze mnie używany. Kupiłam go, bo nie lubię używać jednego pędzla do nakładania różnych kosmetyków. Ten będzie mi służył do nakładania różu. 
Długość rączki: 14,5 cm, długość włosia: 3,5 cm, średnica włosia pędzla: przy skuwce 1,5 cm, w najszerszym miejscu 2,3 cm.

H14 używam do konturowania twarzy bronzerem. Bardzo ładnie rozciera i nie zostawia plam.
Długość rączki: 14,8 cm, długość włosia: 4 cm, średnica włosia pędzla: przy skuwce 1,8 cm, w najszerszym miejscu 3,2 cm.

H56 to pędzel do pudru. Albo omiatam nim delikatnie twarz albo "wciskam" puder w twarz. W obu przypadkach świetnie się spisuje. 
Długość rączki: 14,5 cm, długość włosia: 4,4 cm, średnica włosia pędzla: przy skuwce 2,3 cm, w najszerszym miejscu 4 cm.

H50S to już chyba legenda i nie mam co się o nim rozpisywać. Przyznaję, że jest świetny, bo faktycznie nie smuży, dzięki czemu aplikacja podkładu jest bardzo łatwa. 
Długość rączki: 15 cm, długość włosia: 2,2 cm, średnica włosia pędzla: 2 cm.


Kolejne pędzelki Hakuro, ale tym razem do cieni. Również mają drewnianą, pomalowaną na czarno rączkę i są solidnie wykonane. H70, H78 i H85 nie zgubiły mi ani jednego włoska. Jedynie wytarły mi się napisy na rączce, ale nie przeszkadza mi to zbytnio. Natomiast H74, H76, H77 i H79 to moje nowe nabytki z dnia darmowej dostawy i jeszcze nie mam konkretnej opinii na ich temat. 

H70 wykonany jest z naturalnego włosia pony. Służy mi do aplikacji cieni. Albo delikatnie nim omiatam powiekę albo po prostu wklepuję cień i w obu przypadkach jest świetny. Ma gęste, mięciutkie włosie, które nie wypada, a warto wspomnieć, że mam go już całkiem długo.
Długość rączki: 16,5 cm, długość włosia: 1 cm, średnica włosia pędzla: 1,1 cm.

H78 również jest z naturalnego włosia pony. To moja ulubiona "kuleczka". Ma taki fajny spiczasty koniec, który pozwala na bardzo precyzyjne cieniowanie załamania powieki, za co go uwielbiam. 
Długość rączki: 16,5 cm, długość włosia: 1,1 cm, średnica włosia pędzla: 6 mm.

H85 wykonany jest z włosia syntetycznego. Jest to skośny pędzel, który służy mi do podkreślania brwi. Jest zarazem idealnie giętki i sztywny, co pozwala właśnie na precyzyjnie zaznaczenie łuku brwiowego. Jednak do eyelinera go nie używam, bo wydaje mi się na to odrobinę za gruby i przez to za mało precyzyjny. 
Długość rączki: 15 cm, długość włosia: 0,5-0,7 cm, średnica włosia pędzla: 5 mm.

Co do czterech nowości jeszcze się nie wypowiem, ale podam ich opis. 

H74 wykonany z naturalnego, tlenionego włosia kozy.
Długość rączki: 16,4 cm, długość włosia: 1,8 cm, średnica włosia pędzla: przy skuwce 6 mm, na szczycie 1 cm.

H76 również wykonany z naturalnego, tlenionego włosia kozy.
Długość rączki: 16 cm, długość włosia: 1 cm, średnica włosia pędzla: 5 mm.

H77 wykonany z naturalnego włosia kozy.
Długość rączki: 16 cm, długość włosia: 1,8 cm, średnica włosia pędzla: 7 mm.

H79 również wykonany z naturalnego, tlenionego włosia kozy.
Długość rączki: 16,5 cm, długość włosia: 1,5 cm, średnica włosia pędzla: 11 mm.


Niedługo będzie część druga. Prawdopodobnie jutro. Znajdą się tam pędzelki innych marek, w tym Maestro. ;) 

Znacie te pędzelki Hakuro? A może możecie mi jeszcze jakiś polecić do uzupełnienia kolekcji? :)

Domi.

Moje pędzle do makijażu cz.2

$
0
0
Cześć :)

Dziś druga część pędzlowego maratonu. Zapraszam serdecznie! ;)




Zacznę od obiecanych pędzelków Maestro. Planuję zakup kolejnych, ale to dopiero na następnych targach kosmetycznych (gdzieś w marcu). Za duży wybór rozmiarów jak dla mnie i nie potrafię zdecydować bez "macania". 


Wszelkie wymiary podaję ze strony sklepu Ladymakeup.

Oczywiście wszystkie Maestro jakie posiadam są bardzo solidnie wykonane. Mają drewniane, czarne, lakierowane rączki. Naprawdę były to świetnie zainwestowane pieniądze. 

420 mam w rozmiarze 6 i jest to najmniejszy pędzelek z trzech dostępnych rozmiarów. Wykonany jest z naturalnego włosia pony, które jest bardzo mięciutkie. Jest to taka malutka "kuleczka" i służy mi do precyzyjnej aplikacji cieni w kąciku i na dolnej powiece. 
Całkowita długość pędzla: 17,6 cm, długość włosia: 7 mm, średnica włosia: 5 mm. 

480 w rozmiarze 10 to pędzel wykonany z naturalnego włosia wiewiórki, które jest mięciutkie i delikatne. Bardzo ładnie rozciera cienie, tworząc taką subtelną mgiełkę. 
Całkowita długość pędzla: 19,3 cm, długość włosia: 16 mm, średnica włosia: 6 mm.  

660 mam w rozmiarze 4, czyli średnim z trzech dostępnych. Jest to pędzel wykonany z włosia syntetycznego, które jest dość miękkie. Moim zdaniem ten pędzel kompletnie nie nadaje się do podkreślania brwi, bo jest na to zbyt delikatny. Natomiast jest dla mnie doskonały do rysowania kreski eyelinerem, bo zapewnia niesamowitą precyzję, za co go po prostu uwielbiam.
Całkowita długość pędzla: 17,7 cm, długość włosia 3,5-5 mm, średnica 4,5 mm.

790 mam w rozmiarze 1 i jest to pędzel do eyelinera wykonany z włosia syntetycznego. Właściwie to nie do końca jestem z niego zadowolona, bo osobiście wolę pędzelki skośne. Jednak czasami po niego sięgam jeśli chcę namalować kreskę eyelinerem płynnym lub cieniem wymieszanym z Duraline. Próby z eyelinerem żelowym były mizerne, bo ciężko mi było nabrać ten eyeliner na pędzel, ale to pewnie kwestia po prostu mojego przyzwyczajenia do pędzli skośnych. 
Całkowita długość pędzla 16,7 cm, długość włosia 8 mm, średnica włosia 1,4 mm.

910 to po prostu grzebyk do brwi, który idealnie spełnia swoją funkcję. 
Całkowita długość: 19 cm.


Ten cudak to genialny wynalazek marki Inglot. Pięknie rozczesuje rzęsy i zdejmuje nadmiar tuszu. Nie każda maskara ładnie rozczesuje rzęsy i to jest właśnie taki mały pomocnik. Ma naprawdę ostre te ząbki i się kilka razy nimi zacięłam w palec, dlatego trzeba naprawdę uważnie się z nim obchodzić przy oku swoim czy "pacjentki", którą malujemy. Na szczęście jest składany, bo nie wiem jak bym go przewoziła w mojej kosmetyczce. 


To są właściwie moje pierwsze pędzelki do makijażu oczu. Na początki były genialne, bo są całkiem niezłej jakości i kupiłam je w naprawdę śmiesznej cenie. Jak gdzieś je znajdziecie, to zamawiajcie, bo jak na tak niską cenę (ok. 8zł ?) są naprawdę dobre. Z tego co pamiętam, to są wykonane z naturalnego włosia pony.
Blending Eye Brush czyli dużą "kuleczkę" uwielbiam i pomimo, że moja kolekcja się rozrosła, to ja i tak często po nią sięgam. Ma płasko zakończony koniec i ładnie, równomiernie rozciera cienie. Uważam, że to najlepszy pędzel z tej trójki, bo ani nie zgubił włosia, ani się nie rozcapierzył, ani nie włosie nie straciło na swojej jakości. 
Mniejsza "kuleczka"Eye Crease Brush jest bardzo precyzyjna. Z upływem czasu i po kolejnych praniach wydaje mi się, że włosie w tym pędzlu troszkę się pogorszyło i już nie jest takie mięciutkie jak wcześniej. Nie rozpaczam jakoś strasznie, bo pędzel nadal maluje i czasami używam go do zaznaczenia dolnej powieki. 
Eye Shadow Brush jest też całkiem niezły, chociaż tak naprawdę zgubił mi trochę włosia przy kolejnych kąpielach. Niewiele, ale faktycznie widziałam, że tak z jeden czy dwa włoski wypadały. Tak naprawdę nie widać tej straty, bo ma naprawdę gęsto ułożone włosie. Używam go do nakładania cieni na powiekę.


Ten wachlarzowy cudak z Oriflame, to moja nowość. Ma mi posłużyć do zmiatania osypanych cieni. Nic więcej od niego nie wymagam. Zrobił na mnie średnie wrażenie, ale powinien wystarczyć do takiego celu. 
Pędzel do ust natomiast jest bardzo dobry. Tak, Oriflame miewa niezłe produkty i tak, mogą to być nawet pędzle. Ten wykonany jest z syntetycznego włosia. Z jednej strony mamy mniejszy pędzel, który pozwala na precyzyjną aplikację szminki, a z drugiej strony większy po prostu do nakładania kosmetyku. Tym mniejszym można naprawdę ładnie wyrysować kształt ust i za to go uwielbiam. Nie rozcapierzył się, a mam go już bardzo długo. 
Pędzel do aplikacji cieni jest też nawet dobry. Oczywiście mam lepsze pędzle, ale ten też jest miękki i nie gubi włosia. Z drugiej strony miał tą śmieszną, małą gąbeczkę do nakładania cieni, którą po prostu wyrzuciłam, bo uznałam, że jest mi zbędna. 


To są jedyne pędzle z zestawu 7 pędzli Sleeka godne uwagi. Pozostałe są naprawdę fatalne. Dwa pędzle do cieni i dwa pędzle do twarzy (pudru i różu) są tak ostre, że praktycznie można by nimi wyszorować podłogę. Pędzel do podkładu, był tak straszny, że go wyrzuciłam jakoś krótko po tym jak zestaw do mnie dotarł. Krótko mówiąc - masakra. Było to moje najgorzej zainwestowane 37 zł (kupowałam na promocji, więc chociaż tyle :)).
Pędzel do ust jest jest ze sztywnego syntetycznego włosia. Nie jest jakiś super, ale daje radę przy aplikacji np. błyszczyka.
Ten podwójny do brwi i eyelinera za to jest genialny. Ma syntetycznie włosie, dość twarde, ale nie takie ostre. Skośnym podkreślałam kiedyś brwi zanim kupiłam pędzel Hakuro. Natomiast ten prosty świetnie nadaje się do podkreślania dolnej powieki czy załamania. Nadaje się do precyzyjnej roboty przy graficznym makijażu i w sumie sięgam po niego nadal dość często. 


Ten pędzel to taka moja ciekawostka. Na opakowaniu miał napisane, że jest do ust, ale kompletnie się do tego nie nadaje i ja go używam do cieni. Jest ze sztywnego, syntetycznego włosia i pozwala na bardzo precyzyjną,wręcz graficzną aplikację cieni na powieki, bo ma dość małą średnicę.


I to by było na tyle jeśli o moją pędzlową historię chodzi. Tym zestawem już mogę wyczarować kompletny makijaż bez żadnego stresu, bo lepiej zawsze mieć kilka czystych pędzelków w zapasie. ;)

Na pierwszą część z pędzlami Hakuro zapraszam tutaj: http://blog.domimakeupartist.pl/2013/12/moje-pedzle-do-makijazu-cz1.html.

Czaję się jeszcze od niepamiętnych czasów na pędzle Real Techniques, ale jakoś ciągle mnie coś odciąga od tego zakupu. Głównie chyba strach, że tak je sobie wymarzyłam i że obawiam się, że się rozczaruję. I tak odwlekam te zakupy i odwlekam...  

Macie pędzie Real Techniques? Jak się Wam sprawują? Czy moje obawy są słuszne czy kompletnie wydumane? :) 

Jakieś pędzle jeszcze możecie mi polecić? A może jakiś pędzel kupiłyście i okazał się totalnym bublem? Piszcie, chętnie poczytam! 

Chciałybyście się dowiedzieć jak czyszczę pędzle? Mam opatentowaną trzy-etapową kąpiel, dzięki której są czyściutkie i pachnące. Dajcie znać.

Na koniec zaproszę na skromne mikołajkowe rozdanie na FB. klik w obrazek ;)



Pozdrawiam.

Domi.

Przedłużone rozdanie

Makijaż: Sylwestrowy fiolet ze złotem

$
0
0

Cześć! 


Dziś mam dla Was prawdopodobnie ostatni post w tym roku. Przygotowałam dla Was moją propozycję sylwestrowego makijażu. Sięgnęłam po niezawodne połączenie fioletu i złota, ale żeby nie było za nudno, dodałam brokatowe akcenty. 
Zapraszam na makijaż! :) 








Mam nadzieję, że moja propozycja przypadnie Wam do gustu. Jeśli pokusicie się o inspirację, to pochwalcie się. 

Życzę Wam udanej zabawy sylwestrowej! ;) 


PS. Rozdanie nie doszło do skutku, bo nie zgłosiło się regulaminowe 50 osób. Szkoda. Niedługo ogłoszę nowy konkurs, więc stay tunned. ;)

Domi.

Tutorial: Granatowy połyskujący dymek

$
0
0

Cześć! 

To znowu ja. ;)
Jednak jeszcze mam dla Was jeden post. Tym razem szybki tutorial na granatowy dymek. Jeśli jeszcze nie macie pomysłu na swój sylwestrowy makijaż albo nie wiecie jak się za niego zabrać, to zapraszam! :) 





Pierwszy stepik pominęłam, bo nic twórczego nie wnosi. Po prostu zaznaczyłam brwi cieniem Inlgot 569, nałożyłam bazę pod cienie ArtDeco i nałożyłam cień bazowy matowy beżowy Inglot 355.
ALE jeśli chcecie, żeby makijaż na pewno się utrzymał i był jeszcze ciemniejszy, to możecie jako bazy użyć czarnej kredki, którą po prostu rozetrzyjcie na ruchomej powiece. (Jak to zrobić możecie podpatrzeć u Katosu. ;) )


1. Matowym brązem zaznaczyłam załamanie (Inglot 360M). Roztarłam do góry jaśniejszym brązem (Inglot 337M) i dla pewności jeszcze raz przetarłam pod łukiem brwiowym cieniem beżowym (Inglot 355M). 


2. W wewnętrznym kąciku naniosłam jaśniutki perłowy błękitny cień (Lunar ze Sleek Celestial).


3. Całą powiekę ruchomą pokryłam granatowym cieniem z połyskującymi drobinkami (Twinkle ze Sleek Sparkle 2). To nic, że w większości odpadły, bo później dodam więcej błysku. Połączyłam granat z brązem dodając i więcej granatu i więcej brązu, aż uzyskałam zadowalający efekt.


4. Czarnym żelowym eyelinerem narysowałam kreskę. W wewnętrznym kąciku utworzyłam delikatny szpic. Linię wodną również pokryłam czarnym żelowym eyelinerem (czarny żelowy eyeliner L'Oreal). Kompletnie się nie przejmuję, że cienie mam poniżej kreski, bo później i tak wszystko oczyszczę. 


5. Zaznaczyłam dolną powiekę tym samym granatem i czernią z drobinkami bliżej zewnętrznego kącika (np. Starry Night ze Sleek Sparkle 2).


6. Oczyściłam osypane cienie i nałożyłam korektor pod oczy (Oriflame Studio Artist light). Na środek ruchomej powieki naniosłam dużo mieniącego się na niebiesko pyłku (Inglot Body Sparkles 51). Wytuszowałam górne rzęsy czarnym tuszem (Oriflame Wonder Lash Mascara), a dolne niebieskim (Oriflame Very Me Funky blue).


7. Opcjonalnie można dokleić sztuczne rzęsy (Ardell Wispies obowiązkowo na klej DUO).

Na usta polecam coś neutralnego. Świetnie się sprawdzi szminka w delikatnym, naturalnym odcieniu (np. Rimmel Lasting Finish 77 asia), albo po prostu błyszczyk. 
Twarz konturujemy raczej delikatniej przy tak mocnym makijażu oczu. 


Jeśli się pokusicie o odtworzenie lub inspirację, to koniecznie podzielcie się ze mną np. na moim fanpage'u. ;) 

Domi.

Metamorfoza Katarzyny

$
0
0

Cześć! :)


Na dobry początek nowego roku mam dla Was coś specjalnego. Pokażę Wam efekt metamorfozy pięknej Katarzyny. Co prawda sesja odbyła się dawno temu, ale dopiero teraz dostałam gotowe produkty od pani fotograf.
Zapraszam do oglądania! ;)









fot. Beata Śmietanka

Ja jestem bardzo zadowolona z efektu - piękna modelka i piękne zdjęcia.
Makijaż do oceny zostawiam Wam. ;)

Na koniec życzę Wam szczęśliwego nowego roku i makijażowej pomyślności! :)

Domi.

Makijaż: Czarno-białe kocie oko

$
0
0

Cześć! 


Na powitanie mam dla Was dobrą wiadomość. Mianowicie mam twarde postanowienie noworoczne dodawać dla Was co najmniej jeden makijaż tygodniowo. Cieszycie się? Trzymajcie kciuki, żebym wytrwała! ;) 

Dziś przygotowałam dość zwykły czarny dymek z bielą i odrobiną srebra. Jak to mawiamy - klasyka zawsze w modzie. 
Zapraszam! :)








Kosmetyki: 
Twarz: podkład Paese Specjalistyczny podkład matujący 500+501, korektor pod oczy Oriflame Studio Artist light, puder ryżowy Pierre Rene Loose Powder, bronzer W7 Honolulu, róż Bourjois 95 Rose de Jaspe, rozświetlacz TheBalm Mary Lou-Manizer
Oczy: cień do brwi Inglot 569, baza pod cienie Inglot, cienie Inglot: 355M, 337M, 65AMC, Sleek Sparkle 2 (cień tinsel), biały matowy cień MIYO OMG! Eyeshadows, czarny żelowy eyeliner L'Oreal, maskara MIYO Big Fat Lashes Smoky, rzęsy Ardell Fairies i klej DUO.
Usta: szminka Rimmel Lasting Finish 077 Asia.



Jest to moja pierwsza karnawałowa propozycja. Postawiłam na klasyczne kocie oko. Mam nadzieję, że się Wam podoba. Koniecznie dajcie mi znać w komentarzu tu albo na Facebooku. ;) 


Niniejszym też zgłaszam się do konkursu na Ambasadorkę Pierre Rene i MIYO. Trzymajcie kciuki. Może tym razem mi się uda. :)




Do następnego! 

Domi.

Magic stars

$
0
0

Cześć! 


Wiele z Was pytało skąd te magiczne gwiazdki w moich oczach. Postanowiłam w końcu zdradzić Wam moją tajemnicę. Magia się skończy, ale trudno. Może ktoś z Was skorzysta z mojego sposobu, a może nie. Dzielę się z Wami na Waszą prośbę. 
Zapraszam! ;)





Zapewne wiecie, że wiele blogerek makijażowych kupuje lampy pierścieniowe. Poznacie to po charakterystycznym okręgu odbijającym się w ich oczach. Jest to jakieś rozwiązanie, a na pewno zajmujące mniej miejsca niż moje własne, ale ja po prostu czasami tak mam, że chcę być inna niż wszyscy. 

Dlaczego nie kupiłam po prostu lampy pierścieniowej? 
Bo zależało mi na równomiernym oświetleniu nie tylko samego oka. Nie da się ukryć, że lampa pierścieniowa do portretów się raczej średnio nadaje, gdyż jej przeznaczeniem jest właśnie fotografia makro. Tak mi się przynajmniej wydaje. 

Uznałam, że chcę czegoś więcej na wypadek jakby mi się zamarzyło jeszcze kręcić dla Was tutoriale (może ten dzień kiedyś nadejdzie, ale kiedy to nawet najstarsi górale nie wiedzą ;D). 
Po naradach u znajomych fotografów (pozdrawiam Dawida ;)) postanowiłam kupić po prostu żarówkę światła stałego i odbijającą światło parasolkę. 


Moja żarówka ma temperaturę barwową 5500K czyli jest świetnym zastępcą światła dziennego. Gwiazdki w moich oczach biorą się z odbicia parasolki. Ustawiam lampkę w ten sposób, bo wtedy parasolka rozprasza światło, które już nie razi mnie tak bardzo w oczy. Naprawdę moc tej żarówki jest niesamowita.
Żeby całość mogła działać trzeba jeszcze dokupić oprawkę do żarówki i parasolki oraz statyw. Zajmuje to razem sporo miejsca, ale mi to kompletnie nie przeszkadza, bo mogę to przecież w każdej chwili złożyć.
Oczywiście lepiej by było jakbym miała dwie takie lampki (i pewnie do kręcenia tutoriali kupię drugą ;D), ale na razie wystarcza mi jedna, bo wystarczy się po prostu ustawić mniej więcej na środku, gdzie światło jest najsilniejsze. 

Co mi daje takie rozwiązanie? 
Ładne oświetlenie całej twarzy, a nie tylko oka. Światło jest rozproszone i doświetlone mam też ramiona i nawet w pewnym stopniu tło. Czyli wszystko co chciałam, żeby uzyskiwać ładne portrety. 
Warto wspomnieć, że chyba też oszczędziłam, bo wyszło mi to wszystko taniej niż lampa pierścieniowa. 

Gdzie kupić taki sprzęt? 
W sklepach z akcesoriami dla fotografów.


Mam nadzieję, że się Wam ten post przyda. Moje rozwiązanie wydaje mi się całkiem niezłą alternatywą lampy pierścieniowej, ale i tak wybierzecie co Wam będzie wygodniej. 
Tajemnica rozwiana. Koniec magii. Korzystajcie z tajemnej wiedzy czarodziejskiej! ;) 

Do następnego!

Domi.

Recenzja: MIYO Big Fat Smoky Lashes Mascara

$
0
0

Cześć! 


Ostatnio poczyniłam pewne odkrycie w moim pudle z kosmetykami. Pisałam kiedyś, że jestem maskaromanką i z nudów chciałam spróbować czegoś nowego. Sięgnęłam po maskarę MIYO i muszę przyznać, że okazała się naprawdę dobra. Dlaczego? Co mi się w niej spodobało? O tym w dalszej części posta. Zapraszam! ;) 




Maskarę MIYO Big Fat Smoky Lashes dostałam na jednym z jesiennych spotkań blogerskich. Z racji, że mam już ponad 10 maskar, których używam na zmianę zależnie od humoru, to grzecznie wylądowała w pudełeczku i czekała na swoją kolej. Jak już napisałam, w pewnym momencie miałam ochotę spróbować czegoś nowego (tiaaa, bo jakbym to ja w ogóle nie próbowała żadnych nowości xD) i stwierdziłam, że dam jej szansę. Okazała się być całkiem niezła i polubiłam ją. 

Big Fat Smoky Lashes Mascara  absolutnie więcej czerni niż zwykle!
Rewolucyjna silikonowa szczoteczka  Volume Tricky Brush.
200% więcej objętości  bez efektu sklejonych rzęs.
Testowany okulistycznie
Poj. 10ml

INCI: AQUA, CI 77499, SYNTHETIC BEESWAX, PARAFFIN, GLYCERYL STEARATE, ACACIA SENEGAL GUM, BUTYLENE GLYCOL, ORYZA SATIVA CERA, STEARIC ACID, PALMITIC ACID, POLYBUTENE, VP/EICOSENE COPOLYMER, COPERNICIA CERIFERA CERA, PHENOXYETHANOL, AMINOMETHYL PROPANOL, HYDROXYETHYLCELLULOSE, TROPOLONE

Szczoteczka silikonowa, czyli taka jaką lubię najbardziej, bo uważam, że właśnie takie najlepiej rozczesują rzęsy. Ta również spełnia swoje zadanie bez zarzutu. 



Sam tusz jest z rodzaju tych bardziej suchych, co mi nie do końca odpowiada, bo wolę te bardziej mokre, kremowe. Oczywiście zadaniem właśnie takiej konsystencji jest maksymalne pogrubienie rzęs i to również zapewnia nam maskara MIYO. 


Jednak podczas aplikacji polecam się skupić. Jest to jedyny mój zarzut co do tej maskary - jeśli nie zdejmiemy ze szczoteczki nadmiaru tuszu i nieuważnie wytuszujemy rzęsy, to mogą powstać grudki. Natomiast gdy poświęcimy na to więcej uwagi, to rzęsy będą naprawdę idealnie podkreślone. Warto. 

Efekt zostawię Wam do oceny. Mnie jak najbardziej zadowolił, bo moje rzęsy są pogrubione, podkręcone i lekko wydłużone. Nie lubię przesady na rzęsach, więc ja aplikację kończę na dwóch lub najwyżej trzech warstwach i taki efekt pokazuję. 



Co do trwałości również nie mogę się przyczepić. Maskara zostaje na rzęsach cały dzień - ani się nie rozmazuje ani nie kruszy. 
Przy zmywaniu z łatwością poddaje się mojemu dwufazowemu płynowi do demakijażu od Yves Rocher bez konieczności pocierania.


Podsumowując za cenę 9,49zł (cena ze strony pierrerene.pl) otrzymujemy bardzo dobry produkt, który bez zarzutu spełnia swoje zadanie. Obietnice producenta są spełnione - rzęsy są widocznie czarne, pogrubione i podkręcone, a do tego pięknie rozczesane. 
Ogółem jest to produkt niemalże idealny - niska cena, świetny efekt, i szczerze go Wam polecam! :)


Znacie tę maskarę MIYO? A może polecacie jakąś inną? Chętnie poczytam o Waszych doświadczeniach! 

Domi.

Swatche: Sleek MakeUp Blush by 3 California & Garden of Eden

$
0
0

Cześć!


Dziś szybki post z nowościami od Sleek MakeUp. Zrobiłam też dla Was swatche. Jestem totalnie zauroczona zarówno paletką róży Blush by 3 California jak i paletką cieni Garden of Eden. Ciekawe czy Was też zauroczą.
Zapraszam! :)




Na pierwszy ogień paletka róży, którą otrzymałam od MintiShop jako gratis do mojego wielkiego zamówienia. Warto być stałym klientem jednego sklepu, tyle Wam powiem. ;) 

Paletka Blush by 3 California skradła moje serce od pierwszego otworzenia. Ma po prostu przepiękne odcienie róży. 





Zdjęcia swatchy wykonane z moją magiczną lampką. Dodatkowo też z lampą błyskową aparatu.


Druga nowość to paletka Garden of Eden, na którą czekałam z wielką niecierpliwością już od grudnia. Przepadłam i zakochałam się w niej bez pamięci. Jest aż taka cudowna. 





Zdjęcia swatchy wykonane z moją magiczną lampką. Dodatkowo też z lampą błyskową aparatu.

Jak widać mamy tu 5 cieni matowych. Forbidden i Entwined to moi faworyci. Z perłowych wolę te śliczne odcienie róży niż zieleni. 


I jak? Zauroczyłam Was?
Macie już paletkę Garden of Eden czy właśnie pędzicie zamówić? ;) 

PS. Niedługo będzie makijaż z nimi w roli głównej. Stay tunned! 

Domi. 

Na przekór zimie

$
0
0

Cześć! 


Czy Wy też macie już dosyć tej zimy? Nie wiem jak Wy, ale ja nienawidzę śniegu i zimna. Dlatego zacznijmy już przywoływać wiosnę! Najpierw spróbujmy tak nieśmiało, ale romantycznie zarazem. Może w ten sposób przegonimy zimę. 

Zapraszam na romantyczną i eteryczną sesję Aleksandry w kwiatach. :) 






Już widziałyście metamorfozę Aleksandry kilka miesięcy temu. Jak zawsze wtedy zrobiłam kilka stylizacji, ale na ostateczny efekt pracy musiałam trochę poczekać, ale uważam, że było warto. Ciekawi mnie czy podzielacie moje zdanie. Dajcie mi koniecznie znać w komentarzach. ;)


PS. Uczelnia mnie wykańcza. Za tydzień wracam pełną parą. Ostatnia prosta przede mną. Ostatnia, ale chyba najcięższa. A do tego w międzyczasie kolejne sesje z pięknymi modelkami u mojej fotograf (niech ktoś sprawi, żeby doba miała 48 godzin? chociaż w tym tygodniu? prooszę...). Dobra wiadomość jest taka, że jak tylko dostanę pierwsze zdjęcia, to się z Wami niezwłocznie podzielę, a to nastąpi już niedługo.


Pozdrawiam!

Domi.

Recenzja: Orientana Maska z naturalnego jedwabiu pod oczy czereśnia japońska

$
0
0

Cześć! 


Jakiś czas temu załapałam się w jednej z akcji Orientany do testów ich nowych masek pod oczy. Mówiąc szczerze, to jestem laikiem jeśli chodzi o naturalne kosmetyki, więc średnio znam produkty tej marki. Jednak już miałam z nią do czynienia. Moje pierwsze spotkanie z tą marką było z balsamem do ust z różą japońską chyba z rok temu. Była to porażka, bo nie byłam w stanie znieść tego zapachu pod nosem i balsam oddałam znajomej Nuneczce. Kilka miesięcy temu udało mi się wygrać balsam z granatem i liczi w jednej z akcji Orientany i to już był strzał w dziesiątkę. Używanie go jest dla mnie przyjemnością, bo zapach trafia w mój wąski zakres tolerancji. Przechodząc do rzeczy. Zostałam wybrana do napisania recenzji ich nowej maski pod oczy i o tym będzie ten post. 
Zapraszam! :)





Zacznijmy od tego, że w opakowaniu otrzymujemy dwa płatki pod oczy, które są oddzielone niebieskimi płatkami. Płatki właściwe mają kolor przezroczysty. Pojemniczek jest wypełniony serum, którym przesiąknięte są płatki. Mikstura jest prawie pozbawiona zapachu, a przynajmniej jest na tyle delikatny, że w ogóle nie drażni.


Aplikacja jest w sumie bezproblemowa. Płatkiem łatwo manipulować, żeby dopasować go do naszego kształtu oka. Maska nie wymaga pozycji leżącej i nie zsuwa się. Dla mnie jednak stosowanie masek, to relaksujący rytuał i czym prędzej pobiegłam poleżeć w moim ciepłym łóżeczku na ok. 25 minut. 


 Jak widać początkowo płatek na skórze jest przezroczysty, ale z czasem wysycha i staje się biały. Poniżej płatek tuż po zdjęciu go z twarzy. 


Efekt końcowy tego zabiegu jest całkiem obiecujący. Poniżej moje oko tuż po zdjęciu płatka.


O masce możecie przeczytać na stronie Orientany pod tym linkiem Maska z naturalnego jedwabiu pod oczy czereśnia japońska



Moja opinia 
Generalnie ciężko mi się ustosunkować tylko po jednym zabiegu, bo jestem w stanie tylko ocenić czy obietnica o efekcie natychmiastowym jest spełniona, ale jak maska działa na dłuższą metę już nie mam pojęcia. 
Tuż po zdjęciu płatków faktycznie zauważyłam zmniejszenie cieni i przebarwień pod oczami. Okolica pod oczami była taka czysta, jakby rozbielona (no wiecie o co chodzi ;)). Do tego maska naprawdę ma świetne działanie nawilżające, a skóra po zdjęciu płatków była wg mnie fajnie ujędrniona. Zmarszczki w magiczny sposób nie zniknęły, ale w sumie nie mam ich za wiele. Z tego wniosek, że obietnice producenta co do działania natychmiastowego są w pewnym stopniu spełnione.
Jednak po kilku dniach (po ok. dwóch) wszelkie cienie i przebarwienia zaczynają wracać do pierwotnego stanu. Stąd pojawia się moje pytanie: czy regularnie stosowana ta maska ma działanie długotrwałe i czy przebarwienia zostają trwale wybielone? Jeśli tak, to byłby to produkt cud, a tak to moja ciekawość pozostaje niezaspokojona. 
Cena 10 zł za taki jednorazowy zabieg jest wg mnie trochę za wysoka, bo jeśli wziąć sobie do serca zalecenia producenta o stosowaniu jej 3 razy w tygodniu, to to trochę sporo wychodzi, bo ok. 120 zł miesięcznie i w takim przypadku, moim zdaniem tę kwotę lepiej zainwestować w dobry krem.

Fakt, że otrzymałam maskę do testów, nie wpłynął na moją opinię. 


Znacie tę maskę? Używałyście? A może ktoś z Was może się wypowiedzieć o jej długotrwałym stosowaniu i działaniu? 
Chętnie poczytam o Waszych doświadczeniach z Orientaną. Piszcie w komentarzach! ;)

Domi.

Walentynkowa sesja Mariam

$
0
0

Cześć! 


Coraz większymi krokami zbliżają się Walentynki. Jest to o tyle kontrowersyjne święto, że podczas gdy niektórzy go nienawidzą, to inni lubią i świętują ze swoją drugą połówką. Ja podjęłam decyzję, że walentynkowe propozycje makijaży się u mnie pojawią z racji, że z braku czasu nie było nic studniówkowego. 
W pierwszej mojej propozycji akcentuję usta. Pokusiłam się o różowo-czerwone ombre, bo takie piękne usta aż się o to prosiły. 
Zapraszam na zdjęcia z sesji z Mariam! :) 




Na wstępie chciałam podziękować Beacie, czyli fotograf, z którą współpracuję, za ekspresowe tempo edycji zdjęć. Walentynki już za tydzień i cieszę się, że już mogę Wam pokazać moją pierwszą propozycję.





W połowie sesji uznałyśmy, że grzywka zasłania nam oczy Mariam i ostatecznie zaczesałam ją do tyłu i spięłam wsuwką. Odsłoniłyśmy te tajemnicze oczy. Podobają mi się obydwie wersje. :)

Makijaż oka to nic skomplikowanego - trochę beżu, brązu, czerni i kocia kreski. Jak już pisałam wcześniej, akcent pada tu na piękne usta modelki. Do uzyskania takiego efektu ombre użyłam trzech pomadek. W ruch poszły Barry M 145 oraz 146 i Rimmel Lasting Finish nr 10. Całość ładnie zmieszałam ze sobą i na środek ust dodatkowo nałożyłam transparentny błyszczyk. 

Wykorzystacie moją propozycję makijażu na walentynki? Czy może wolicie coś bardziej klasycznego? ;) 

Domi.

Recenzja: Szminki Rimmel Lasting Finish

$
0
0

Cześć! 


Z racji, że choruję i wyglądam jak sto siedem nieszczęść, to propozycji walentynkowej jeszcze nie było, ale żeby blog nie umarł całkiem, to dziś mam dla Was swatche mojej kolekcji szminek Rimmel. Faktycznie mają swoje wady i zalety, ale aktualnie jakoś nie wyobrażam sobie ich nie mieć. 

Które są moje ulubione i które według mnie warto mieć? Jeśli chcecie poznać odpowiedzi na te pytania to zapraszam! :) 





Może najpierw o szminkach słów kilka. Jak widać mam ich aż 12. Nie wiem kiedy ich się tyle nazbierało. Pierwszy mój nabytek to nadal moja ulubiona szmineczka nr 10. Potem prawie każdą złapałam na jakiejś promocji czy to w Rossmannie czy Superpharmie. Nie wiem czy wiecie, ale wtedy one wychodzą za śmieszne pieniądze, bo za jedyne ok. 11 zł. Polecam łapać takie promocje! Nie tylko ze względu na szminki, żeby było jasne. ;) 

Jak widać mamy tu aż 3 dostępne kolekcje (widać to m.in. po opakowaniach :)) - standardowa, seria Kate i seria Kate matowa. Moim zdaniem ta standardowa kolekcja nie różni się praktycznie niczym od Kate prócz opakowania. Seria matowa faktycznie jest inna, bardziej tępa bym powiedziała. Fakt, że mam tylko jedną, świadczy o tym, że to jedyna szminka, z którą się nie polubiłam. 

Uwielbiam je za krycie i piękne kolory. Naprawdę długo się trzymają, a kolor praktycznie się wżera w usta. W sumie równomiernie się wycierają, ale mają przy tym inne wady. Niestety wysuszają usta. Do tego w przypadku bardziej intensywnych kolorów mają tendencje do wchodzenia we wszelkie załamania i nierówności ust. I nawet jeśli trwałość jest naprawdę super, to wraz z upływem czasu i wycieraniem, usta wyglądają coraz gorzej i konieczne są systematyczne poprawki.  



077 Asia to po prostu jeden z najnaturalniejszych odcieni moim zdaniem. Sięgam po ten kolorek jak chcę coś delikatniejszego na ustach. 
070 Airy Fairy jest jaśniejsza od 077 i bardziej różowa w tonacji. 
14 to taki nudziak, którego w sumie nie lubię i baaardzo rzadko po niego sięgam. 
050 Paradise jest moim niewypałem. Kupiłam ją, bo szukałam czegoś naturalnego, a jeszcze nie miałam 077. Jak się okazało, jest zbyt brązowa i nie był to efekt jakiego szukałam. 
19 to w sumie jedna z moich nowszych szminek. Wydaje mi się trochę bardziej czerwona od 077. 
105 to ta nieszczęsna matowa, której nie cierpię. 




Jeśli chodzi o czerwienie, to najbardziej klasycznym odcieniem, bez różowych domieszek jest 170 Alarm. Moim zdaniem ten odcień powinien pasować praktycznie każdemu. 
10 to malinowa czerwień i nie każdemu pasuje, więc tutaj ostrożnie jeśli się na nią decydujemy. 
22 jest sporo jaśniejsza od 10 i zawiera mniej czerwonych pigmentów. Jeśli delikatniejsza czerwień, to właśnie 22 będzie najlepsza.  
002 Candy to też w miarę nowa szminka w mojej kolekcji. Dostałam ją i nie podoba mi się, ale przyda się na wypadek upartej klientki, która uwielbia perłę na ustach, w której niekoniecznie dobrze wygląda (wiecie o co chodzi ;)). 
16 to koral, ale taki bardziej różowy niż brzoskwiniowy. 
05 to śliczny odcień głębokiego różu.


Które warto mieć? Czyli które lubię i które polecam.
Może wspomnę tutaj o mojej pierwszej rimmelowej szmineczce czyli Kate nr 10, do której mam chyba już sentyment. Bardzo ją lubię, bo ma dość intrygujący odcień (ach te maliny <3) i naprawdę super wygląda na ustach. Tylko jak już pisałam wcześniej - nie u każdego będzie dobrze wyglądać.
Jeśli zależy mi na delikatnym efekcie, bardzo subtelnie podkreślonych ust, to zawsze sięgam po 070 Airy Fairy. Ładnie wygląda u osób o takiej delikatnej urodzie, też sprawdzi się u blondynek.
A na koniec mój hit, czyli oczywiście 077 Asia, bez której moja dalsza egzystencja w blogosferze nie miałaby sensu. Pewnie zauważyłyście, że często gości u mnie na ustach. Często też o nią pytacie w komentarzach. Tak, to przeważnie niezawodna Asia! Dodam, że jest też takie moje koło ratunkowe. Jeśli nie wiem jaką szminkę dobrać mojej"pacjentce", wtedy sięgam po niezawodną Asię i kończy się zazwyczaj na zachwytach "matkobosko co to za wspaniała szminka". Magia! ;) 


To by było tyle o mojej rimmelowej kolekcji... 

Dajcie znać czy któryś kolorek Wam wpadł w oko. A jeśli pomogłam Wam podjąć decyzję co do zakupu, to też koniecznie dajcie znać w komentarzu! ;)


Do następnego (mam nadzieję, że już makijażu i że choroba mi już odpuści)! 

Domi. 

Makijaż: Walentynkowy

$
0
0

Cześć!


Obiecałam Wam dzisiaj moją propozycję na Walentynki. Jednak niestety aparat mi odmówił posłuszeństwa i postanowił sobie rozmyć moje fotki wedle swojego uznania. Mam nadzieję, że mi wybaczycie ten chwilowy mam nadzieję spadek jakości zdjęć, bo niestety gapa ze mnie i najpierw zmyłam makijaż, a potem zerknęłam jak wyszły zdjęcia. Wydaje mi się, że coś widać, ale na pewno obiecuję poprawę! A tymczasem zapraszam na makijaż. ;) 









Kosmetyki: 
Twarz: podkład Revlon Colorstay c/o skin 150 buff, korektor pod oczy Oriflame Studio Artist light, puder ryżowy Pierre Rene Loose Powder, bronzer TheBalm Bahama Mama, róż w płynie Benefit Bene Tint, rozświetlacz TheBalm Mary Lou-Manizer
Oczy: cień do brwi Inglot 569, baza pod cienie ArtDeco, cienie z paletek Sleek: Good Girl, Oh So Special, czarny żelowy eyeliner L'Oreal, maskara Astor BB Lovely Doll, rzęsy połówki Ardell 318 i klej DUO.
Usta: szminka Rimmel Lasting Finish 170 Alarm.


Nie wyobrażam sobie makijażu walentynkowego bez czerwonych ust! Na ustach gości pomadka Rimmel Lasting Finish 170 Alarm. Swatche wszystkich moich 12 szminek Rimmel możecie zobaczyć w poprzednim poście.
Natomiast oczko to dość klasyczne cieniowanie. Użyłam w kąciku cienia bordowego, który postanowił na powiece stać się różowym. W sumie i tak przykryłam go w większości matową czernią, bo taki był mój zamysł, więc mi to zbytnio nie przeszkadza ostatecznie.


Dajcie znać czy skorzystacie z mojej propozycji? 
Stawiacie w Walentynki na czerwone usta, czy coś delikatniejszego? ;) 

Domi.

Walentynkowa sesja Agaty

$
0
0
Cześć!

Mam dla Was kolejną sesję walentynkową i propozycję makijażu zarazem. Jest to trzeci makijaż w tematyce walentynkowej. Chociaż jest spóźniony trochę, bo walentynki już były, ale i tak się z Wami dzielę efektami mojej pracy. Może się komuś przyda na przyszły rok, albo na spóźnione świętowanie Walentynek. ;) 
Ślicznej Agacie dobrałam makijaż w czerni i różu. Efekt ostateczny jest słodki i romantyczny, ale czy niewinny? Przekonajcie się same! Zapraszam! :)







Agata ma długie blond włosy, które postanowiłam ostatecznie finezyjnie upiąć. Makijaż to po prostu klasyka. Cieniowanie dość standardowe, ale postawiłam na kocie oko i typowe "v" przy zewnętrznym kąciku. Wyszło zarazem słodko, ale i kusząco. 

Jako ciekawostkę zdradzę Wam, że jak powiedziałam, że chcę Agacie zrobić różowy makijaż oczu, to moja propozycja spotkała się z nie taką reakcją na jaką liczyłam. Wynika to z tego, że róż na powiekach przeważnie się źle kojarzy. Ciekawe dlaczego... Jednak wydaje mi się, że udowodniłam, że użyty w odpowiedni sposób może naprawdę super wyglądać. Ten róż chyba był stworzony właśnie dla Agaty, bo efekt końcowy jest chyba całkiem niezły, prawda? ;)

A Wy co o tym sądzicie? 
Lubicie róż na powiekach? Jeśli tak to jakie odcienie różu lubicie? ;) 

Domi. 

Spotkanie blogerskie w słusznej sprawie

$
0
0
Cześć! 

Tak się złożyło, że w ostatnią sobotę 15 lutego miałam bardzo napięty grafik. Fanki na facebooku już to pewnie wiedzą. Po prostu od samego rana na nogach. Najpierw praca, a później przyjemności i wszystko zgrane na styk. Przekroczyłam wszelkie granice czasoprzestrzeni, żeby się ze wszystkim wyrobić i ostatecznie udało mi się trafić do Pochwały Niekonsekwencji na spotkanie blogerek tylko z niewielkim opóźnieniem. Generalnie na wstępie warto wspomnieć, że spotkanie miało cel szczytny, bo chciałyśmy wspomóc pewnego małego szkraba o imieniu Staś
Zapraszam na relację! :) 





Zacznę od tego, że odwiedziły nas przedstawicielki 3 firm: Palmer's, Maroko Sklep oraz Craft'n'Beauty. Przedstawiły nam marki i pozwoliły przetestować kilka produktów na miejscu. Od Palmer's każda z nas dostała spersonalizowany upominek, a od Maroko Sklepu miałyśmy do wyboru aż 3 warianty zestawu. Dodatkowo pani Renia z Maroko Sklepu pokazała nam jak używać oryginalnego arabskiego kohlu i generalnie od soboty się z nim nie rozstaję. ;) 







Głównym elementem spotkania, na który wszystkie czekałyśmy z zapartym tchem, to loteria charytatywna. Dostałyśmy podarki od firm i miałyśmy grubo ponad 40 losów. Tak, to nie ściema i też sponsorowałam spotkanie i nagroda ode mnie i Beaty powędrowała do Yasminelli.
Nie muszę chyba mówić, że każda z nas kupiła więcej niż jeden los? Okazało się, że zebrałyśmy ponad 600 zł, co jest chyba całkiem niezłym wynikiem. ;)

Stasiowi można też pomóc zbierając korki od butelek i przekazując 1% podatku. :) 
Wszelkie informacje na fanpage'u chłopca



Sponsorzy spotkania: 


I sponsorzy loterii: 


To co przywiozłam ze spotkania wszystko razem zajęło mi całkiem sporo miejsca na łóżku. Jeszcze dostałam na loterii koszulkę z napisem, który jest po prostu stworzony dla mnie: "- I need... - Me? - No, chocolate", ale zapomniałam ją uwiecznić na zdjęciu.


Na koniec niestety kilka niemiłych słów. 
Otóż okazuje się, że są na tym świecie osoby, które mają po prostu sieczkę z mózgu. Od samego początku pewne osoby chciały spotkanie zniszczyć, a organizatorce Oli wręcz grożono. Nie wiem jakim BAŁWANEM I BEZMÓZGIEM trzeba być, żeby się czegoś takiego dopuścić ze zwykłej zazdrości chyba, bo z czego innego. Przecież Ola jest przemiłą osobą, a spotkanie miało naprawdę cel szczytny. Generalnie sabotażystkom życzę, żeby na przyszłość użyły swojego organu zwanego MÓZGIEM, jeśli go jeszcze posiadają, w co szczerze zaczynam wątpić, zanim dopuszczą się czegoś podobnego. 

Ja jestem w ciężkim szoku. Już byłam w szoku po poprzednim spotkaniu, kiedy to pewne agentki miały problem z zapłaceniem składki 10zł na koszty organizacji spotkania, bo to za wysoka kwota przecież. Nie wspomnę, że domagały się też cateringu i to najlepiej za darmo. Poniżej krytyki jest dla mnie fakt, że za swoją kawę ktoś po prostu bezczelnie nie zapłacił. Dlatego też od komentowania poprzedniego spotkania się powstrzymałam, bo nie miałam nic miłego do powiedzenia. 

Pocieszający jest fakt, że tym razem chociaż takie sytuacje nie miały miejsca i spotkanie pomimo sabotażu doszło szczęśliwie do skutku. Co więcej udało się - cel osiągnęłyśmy i pomogłyśmy maluchowi. Okazuje się, że przy odrobinie wysiłku można łączyć przyjemne z pożytecznym i przy okazji pogaduch blogerskich można komuś realnie pomóc. Dla mnie super! :) 

Żeby miło jednak zakończyć. Mistrzowskie zdjęcie ze spotkania zrobione przez przedstawicielki Palmer's. Jesteśmy na facebooku marki! Domi, Nuneczka i Michałosia pozdrawiają! ;)


***Wszelkie zdjęcia dzięki uprzejmości koleżanek blogerek, bo ja oczywiście nie mam głowy i zapomniałam aparatu...***

PS. Szykują się zmiany. Zdradzę po weekendzie. ;)

Domi. 
Viewing all 167 articles
Browse latest View live